poniedziałek, 26 grudnia 2011

Rozdział II.


Weronika siedziała przy stole, popijała herbatę i czytała starszy numer Glamour . Miała jeszcze chwilę do wyjścia, z racji, że szefowa puściła ją jednak wcześniej. W tle leciała wyjątkowo Viva, zamiast uspokajających brzmień Bacha, czy Beethovena.. Z głośników telewizora leciał jakiś chłam, którego w ogóle nie znała. Ale chociaż raz chciała się poczuć „normalna”. Tak jak znajomi.
Zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, wstała cała uśmiechnięta. Głównej przyczyny zmiany swojego humoru, rzecz jasna, nie znała, ale wiedziała, że za tym może się kryć pewien osobnik płci męskiej.
Powoli przeglądała strony brukowca, nie zwracając uwagi na tematy dotyczące seksu i mody. To pierwsze jej nie dotyczyło, a moda.. Kreowała swój własny styl i nie potrzebowała żadnych porad. Jej szafa zawierała wszystko co potrzeba, zważając na zarobki dziewczyny. Kiedyś, jak była młodsza, jej koleżanki ze studiów, codziennie chodziły w czymś innym. Twierdziły, że taka jest teraz moda, a na każdą osobę ubraną „po swojemu” patrzyły jak na kogoś, kto obwieścił , że 2+2=5.
Popatrzyła na reklamę z jakimś konkursem. Citroen C3 do wygrania. Lubiła tę markę, lecz takie konkursy uważała za tandetę. Dowodziły na naiwność ludzi. Szanse na wygranie takiego cacka były.. jeden na milion? Bilion? Już szybciej walnąłby ją piorun, albo przejechał trabant. Cokolwiek, było to tylko marnowanie pieniędzy. Miała własne auto, więc po co byłoby jej drugie? Zdecydowanym ruchem przewróciła kartkę na drugą stronę. Najmodniejsze fasony stringów - tak głosił nagłówek. Banalne. Weronika ziewnęła. Nie miałaby dla kogo starać się ubierać w szykowne fatałaszki. Wolała nową sukienkę, albo czerwone szpilki. Nie zawracała sobie głowy bielizną. Wyniosła to od mamy. Miała być wygodna i tyle.
Znajome wibrację przeszyły orzechowy stół. Weronika spojrzała na telefon. Sms od taty, czy wpadnie dziś wieczór na obiad. Przecież była kilka dni temu! Jęknęła cicho. Była dziś umówiona. Nie chciała kłamać rodzicom, ale też nie chciała wspominać nic o swoim spotkaniu.
Pomyślała też, że uda, iż żadnego smsa nie dostała. Chociaż wtedy zadzwoniliby z upewnieniem. Przegryzła wargę i zasępiła się. A może wymyśli jakąś koleżankę? Hmm, powiedzą, że jakaś tam znajoma jest ważniejsza od rodziny? Zresztą, ona nie miała tu żadnych koleżanek, więc wydawałoby się to podejrzane. „Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie prawda”- zdecydowała. I odesłała smsa..
Czekając nerwowo na odpowiedź, jak przyłapana na ściąganiu nastolatka, zaczęła obgryzać paznokcie. Zazwyczaj nie robiła tego, ale kiedy była poddawana wielkiemu stresowi, nie mogła się opanować. Po dwóch minutach dostała wiadomość. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, tata życzył jej z mamą udanego spotkania. Nie było żadnego „no wreszcie!” ani „a kiedy dzieci???”. Dość nieprawdopodobne, zważywszy na charaktery jej rodziców. Ale intuicja jej nie zawiodła. Podczas gdy zabierała się za malowanie paznokci u nóg, jej komórka znowu dała o sobie znać. Sms od mamy. „ładny chociaż??”. I po chwili drugi od taty: zignoruj smsy mamy, dziecko. Baw się dobrze!” Weronika westchnęła i trąciła ręką czerwony lakier. Skrzywiła się, kiedy po całym salonie rozległ się huk. Podniosła go. Na szczęście był zakręcony.
Przezornie postanowiła usunąć wszystko czym mogła się rozpraszać i wyłączyła telefon.
I ponownie zabrała się za malowanie swoich nóg i rąk. Kiedy skończyła ozdabiać swoje paznokcie była 16:30.
Cholera. – przeklęła sama do siebie. Jeszcze dużo czasu, a jeśli nic nie będzie robić, to zacznie się denerwować.
Żeby odprężyć się przed spotkaniem zaczęła robić porządki w komodzie. Może to dziwne, ale sprzątania ją uspokajało. Skupiała się wtedy na danej czynności, a nie na problemach, czy stresie.
Wyjęła duże fioletowe pudełko z Ikei. Uśmiechnęła się tkliwie i je pogładziła. W tym pudełku było dużo wspomnień z jej młodości, między innymi pamiętniki, pamiątki z wycieczek, zasuszone niezapominajki. Jej ulubione kwiaty.. Oprócz tego znajdowało się tam wiele karteczek z lekcji, pierwszy telefon i wróżby z Andrzejek. No i do tego buteleczki z perfumami jej mamy, które dostawała do zabawy, gdy była mała. Otworzyła je. Ledwo wyczuwalna woń dotknęła jej nozdrzy. Zapach dzieciństwa. Jeśli dobrze pamięta, była to zmieszana wanilii z piżmem. Odłożyła delikatnie flakonik na bok i wyjęła pierwszą lepszą kartkę z pamiętnika. Według daty, była to 7 klasa podstawowa.

Pamiętniku!

Dziś jest najszczęśliwszy dzień mojego życia. Nie kocham już Krzyśka, na dobre. Zrozumiałam, że to drań i że tylko spalam się na nim. Poza tym paru klasowych frajerów powiedziało mi, że on tylko leci na panienki z miseczką C. I gdzie tam ja z moim 75A?? Bądź co bądź, zraniło mnie to. Przepłakałam w toalecie całą matme. Gośka powiedziała pani, że to pierwsza miesiączka i że bardzo boli mnie brzuch! Hahaha, naiwna p. Nowak uwierzyła. Pominę fakt, że jeszcze ani razu nie miałam okresu, ale ciii!!
Po lekcjach poszłam z mamą do nowo otwartej cukierni obok mnie. Zjadłyśmy razem po kawałku pysznego orzechowca, a ja zwierzyłam jej się z mojej miłości. Kochana, powiedziała, że faceci to świnie. Po chwili dodała tylko, żebym nie mówiła tego memu tacie.
Jutro mam sprawdzian z geografii..



Reszty nie mogła doczytać, bo atrament był zamazany, a tam gdzie powinien być tekst, widniała tylko różowa plama. No tak, to pewnie kompot z jabłek i aronii, który pijała wtedy litrami. Jej babcia pewnie w poprzednim życiu była kucharką, a nie księgową.
Dzieciństwo.. Wtedy wszystko było łatwiejsze, czystsze, przejrzyste. Oddałaby wszystko, by powrócić do podstawówki. Miała tam tylu przyjaciół, a i czasem zakręcił się obok niej jakiś chłopak.. Świat wydawał się wtedy taki dobry. Później, gdy przeprowadziła się do Warszawy sytuacja diametralnie się pogorszyła. Miała nadzieję, iż w liceum i później na studiach, równie łatwo zyska przyjaciół.. Myliła się. Jako „ta nowa” miała już zarezerwowana pozycje w klasie. Każdy był już w grupkach, samotni byli tylko zakochani w sobie prymusi, którzy nie widzieli sensu w rozmowie z Weroniką. Reszta też. Od tej pory po prostu „była”. Przepłakała przez to kilka miesięcy, tęskniła za starą szkołą.. W końcu przyzwyczaiła się. Rodzice z początku pytali, jak tam w nowej klasie, czy ma już nowe koleżanki, jak ją przyjęto. Z początku kłamała, a potem jak powiedziała, żeby dali jej spokój, to przestali.. Domyślali się, że nie zaaklimatyzowała się w nowej klasie. Próbowali jej pomóc, ale ich działania były nieskuteczne. Weronika poddała się na starcie i była zbyt nieśmiała, by sama do kogoś podejść. Na studiach było to samo.. Kontakty towarzyskie z innymi zaczynały się dopiero w okresie sesji i kończyły tuż po egzaminach. Ograniczały się one do zdań „Wer, Ty to zawsze masz notatki, mogę skserować je, prawda? Jezu, dziękuję, jesteś wspaniała! Kiedyś pójdziemy na piwo, dam ci znać!” Albo „Cholera, nie umiem nic na egzamin, Werka, jak będziesz niedaleko mnie, to mi pomożesz!”
Oczywiście Weronika na wszystko się godziła, raz, bo żyła złudną nadzieją, że kiedyś na to obiecane piwo pójdzie, dwa, z przyzwyczajenia, bo pewnie jakby przestała to byłoby zaraz jak to bardzo snobistyczną jest laską i byłaby u wszystkich na językach.
Tymczasem studia się skończyły, dziewczyna poszła do pracy, a sytuacja się nie zmieniła.
Do tej pory szuka winy w sobie, że to pewnie dlatego, że jest zbyt beznadziejna, ma za małe cycki i wszyscy oceniali ja powierzchownie.. A ona przecież nie różni się niczym od nich.
Do oczu naszły jej łzy. Zacisnęła zęby. Nie, nie teraz, nie będzie się rozklejać. Przetarła szybko oczy. Jest umówiona z facetem, rano świeciło słońce, więc po co ma się przejmować czymś, co tak naprawdę ją dziś nie dotyczy? Co prawda, cały czas się przejmuje, ale spróbowała upchnąć tę rzecz w najdalszy kąt swojego serca. Dalsze przeglądanie pudełka, czytanie pamiętników, oraz sprzątanie komody zajęły jej półgodziny. Ani się obejrzała, a była już 17:00. Oczywiście popłakała się jeszcze kilka razy i na brunatnym, grubym dywanie leżał mały stosik zużytych chusteczek. Chyba pora coś zjeść. Weronika wstała, przeciągnęła się i poszła w stronę kuchni. W kuchni, na stole, jak zwykle leżała miska ze świeżymi owocami. Wybrała dorodne jabłuszko. Jedząc swój posiłek, spojrzała zza okno na Warszawę. Nadal jej nie lubiła, ale miała niejasne wrażenie, że dziś wieczór, zmieni swoje poglądy na wszystko. Nawet nie wiedziała czemu. Wgryzła się w owoc. Zasłoniła firankę.
Weronika zaczęła zastanawiać się nad Michałem. Jak przyjdzie ubrany, czy będzie miał kwiaty? A co jak to gej, którzy szuka przyjaciółki? Mimowolnie posmutniała. I od razu się skarciła, nawet go nie znała, co to za myślenie w ogóle.. Spojrzała znowu na zegar. Dochodziła 17:10.
Pora wybrać ubranie. Udała się w stronę sypialni. Postanowiła zacząć od bielizny.
Miała ją pogrupowaną na zwyczajną i na te ważniejsze dni. Automatycznie spojrzała na te ładniejsze. Wybrała czarny stanik do kompletu z figami z Atlantica. Ozdabiany koronką. Następnie postawiła na klasyczna małą czarną. Do tego urocze rajstopki w ledwo widoczne kropeczki. Ciepłe, grafitowe. A na wierzch czarny płaszczyk, botki w brudny róż i komplet rękawiczek, czapki i szalika. Śliczne, jasnoróżowe. „To chyba wszystko..” – pomyślała.
Zostało jej dwadzieścia minut do wyjścia.. Normalna kobieta pewnie lamentowałaby z braku czasu, ale Weronika była inna. Można powiedzieć, że na ślub wyrobiłaby się w 2 godziny.
Teraz specjalnie wszystko opóźniała. W końcu przebrnęła jakąś tę „dużą” ilość czasu i wreszcie była pora na wyjście. Postanowiła wziąć parasol. Nigdy nie wiadomo, czy znów nie zacznie padać deszcz. Do ulicy Solidarności Weronika miała niedaleko, przejdzie się przez Starówkę. Jak zawsze, czy to deszcz, czy to słońce, na Starym Mieście coś się działo. Tym razem koncert dawał jakiś uliczny zespół Romów. Przeszła obok, z wyraźną obojętnością. Nie rozumiała takich ludzi. Powinni się gdzieś zatrudnić, a nie.. Mogliby nawet sprzątać śmieci. Ale byłaby to, przynajmniej, praca na stałe.
W końcu doszła do Starbucksa. Weszła do środka i natychmiast ciepłe powietrze owionęło jej policzki. Rozejrzała się po sali. Zobaczyła go. Tym razem ogolonego, w ślicznym zielonym sweterku i prostych, ale gustownych dżinsach. Serce zabiło jej szybciej. Kiedy dochodziła do stolika, Michał wstał i odsunął jej krzesło. Mruknęła ciche „dziękuję”. Poczuła jego perfumy. Nigdy czegoś takiego nie wąchała. Na sam zapach zrobiło jej się słabo. Były wspaniałe.
Mężczyzna usiadł po przeciwległej stronie stolika. Spojrzał się w prosto w jej oczy i się uśmiechnął. Był zabójczy rozbrajający. Weronika odwróciła wzrok, a po chwili znów na niego spojrzała. Cały czas wpatrywał się w nią. W końcu wytrzymała jego spojrzenie.
- Witaj. – powiedział.
- No witaj. – zaśmiała się nerwowo.
- Na co masz ochotę? – podał jej kartę z Menu.
Weronika słysząc te słowa po raz pierwszy zrozumiała co to znaczy mieć skojarzenia. Poczuła, że się rumieni i ukryła twarz za kartą. W końcu zdecydowała, że weźmie zwykłe latte.
- Mam ochotę na latte, a ty?
- Na nic, piłem niedawno herbatę w domu. Oczywiście, jeśli to ci nie przeszkadza. – wyjaśnił.
- Oczywiście, że nie. – gorąco zaprzeczyła.
Po chwili ciszy zdobyła się na odwagę i zapytała.
- Kiedy znalazłeś czas, by napisać tę kartkę?
Michał zaśmiał się szczerze.
- Musisz uważniej obserwować ludzi Weroniko. W ten sposób nie zauważysz wielu rzeczy. – usmiechnął się ponownie. Właściwie uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- No fakt, ale wtedy byłam zajęta torebką. – wytłumaczyła się zgrabnie. – A tak
à propos dlaczego do mnie podszedłeś?
- A dlaczego nie?
- No bo..
- No co? To chyba nie jest zakazane, prawda? Podejście do pięknej dziewczyny, oferowanie jej parasola i umówienie się z nią na randkę?
- No nie. –uśmiechnęła się głupio. – Ale jaka tam piękna, zresztą.. czy to randka? – spojrzała się na niego kokieteryjnie. Weronika była zdziwiona swoja odwagą.
- Dla mnie jak najbardziej, a dla ciebie?
- Nie wiem, stwierdzę to później. – powiedziała żartobliwie.
W tym momencie przyszła pani, by spytać co zamawiają. Znów nastała krępująca cisza.
Po chwili Michał wstał i bez słowa udał się do przodu. Wrócił minutę po tym. Tym razem z hiacyntami i kawą. Podał Weronice kwiaty oraz kawę, po czym usiadł bez słowa.
Weronika spojrzała się na niezapominajki jak wryta. Skąd wiedział? Skąd do cholery wiedział, że jej ulubionymi kwiatami są własnie niezapominajki?
- D-dziękuję. – wymamrotała. – Ale czemu niezapominajki?
- Pomyślałem, że takie kwiaty mogą się spodobać tak ślicznej kobiecie, jak ty.
- Proszę, skończ już z tym, bo zaczynam się krępować.. Ale naprawdę dziękuję za prezent! Uwielbiam je! – powąchała swój podarunek.
- Ależ nie ma za co, a ty pięknie wyglądasz jak się krępujesz.
- Przestań! – syknęła rumieniąc się.
- Myślałem, że kobiety lubią być komplementowane, ale dobrze, przestanę. – zrobił dziwną minę skarconego psa.
Weronika, chcąc naprawić sytuacje, wzięła łyk swojej latte i powiedziała:
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Zależy co chcesz wiedzieć, Wer. – nie patrzył na nią, zaczął kreślić niezrozumiałe linie na stoliku.
- Możesz napisać mi, a raczej opowiedzieć swoje CV. Tak na szybko. – zachichotała.
Mężczyzna zawtórował jej.
- Myślę, że zajęłoby to trochę czasu. Ale teraz mogę powiedzieć kilka najważniejszych informacji. No to, jak wiesz, mam na imię Michał, po moim dziadku. Pracuję w firmie ubezpieczeniowej, jako doradca,. Lubię dobrą whisky, a moim ulubionym kolorem jest kolor niebieski. Wystarczy? – uśmiechnął się szczerze.
- Chyba tak. – kiwnęła głową. Ciekawe, czy ma jakąś dziewczynę..- zastanowiła się w duchu.
- Nie uważasz, że to dziwne? – zapytała.
- Co jest dziwne, Weroniko? – odparł.
- Noo, ta cała nasza znajomość. Wybacz, że powiem to na głos, ale kto normalny podchodzi w deszczowy dzień, do dziewczyny, oferując jej pomoc, zamiast mieć ją w dupie i iść do spożywczego po dobry browar?
Zaśmiał się na głos, powodując zdezorientowanie w oczach Weroniki.
- Nie rozumiem dlaczego wszystko oceniasz przez pryzmat stereotypów. Dlaczego sądzisz, że wszystko co się wokół dzieje jest dziwne? Przecież to istnieje prawda? W takim razie, to jest jak najbardziej normalne. Dziwna jest tylko rutyna ,w którą, jak widzę, powoli się zatapiasz. Zresztą co rozumiesz poprzez słowo „dziwne”?
Weronika poczuła się urażona. Ona?! Szufladkuje wszystkich? Przecież to nonsens? Mimo wszystko, jednak w duchu przyznawała mu rację. Michał, może i rozumiał wszystko inaczej, ale był mądry. I to było cholernie sexy, jak dla niej. Postanowiła jednak twardo trzymać się swoich racji i odparowała:
- Dziwne? Inne, nietypowe, niespotykane. Mamy iść do biblioteki po słownik, czy mam ci dalej wymieniać synonimy? – uśmiechnęła się ironicznie.
- Jak dla mnie, możemy, mam czas. Ale wolę jednak zostać tutaj. A i spytałem się ciebie co przez to rozumiesz, a nie, żebyś wymieniała wyrazy bliskoznaczne.
- A ja ci powiedziałam, co przez to rozumiem, to po prostu ty mnie nie zrozumiałeś.
- Ale, Wer, po co ta ironia? Ja tylko wyraziłem swoją opinię, nie unosząc się ani razu i jeszcze odpowiednio to argumentując. Poza tym, przyznaj mi rację, bo widzę, że się ze mną zgadzasz. – odpowiedział głosem godnego macho. Wiedział, że wygrał w tej kwestii.
Weronika spojrzała się przez okno udając obrażoną.
- Może. – mruknęła.
Przez chwile oboje milczeli. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
- No masz rację, masz. – kiwnęła głową i znowu upiła łyk, już trochę letniej latte.
- A teraz ty mi powiedz, Wer. Dlaczego przyszłaś na te spotkanie? Czy nie uznałaś, że ta kartka była dziwna, inna, czy nietypowa? – szarmancko ją prowokował.
Zamurowało ją. Właśnie. Trafił w samo sedno. Dlaczego właściwie tu przyszła?
- Nie wiem. – wzruszyła ramionami i ukryła swoje zakłopotanie, upijając duży łyk kawy.- Może dlatego, że nie miałam co do roboty?
- A co jakbym był oszustem, uwiódł cię wpierw, a potem poprosił cię o dużą ilość pieniędzy na operację jelita grubego mojej mamy w Usa? A tak naprawdę wydał wszystko na kokainę, wplątał cię w jakąś aferę, a później uciekłbym na Bali? Albo, co gorsza mógłbym być gwałcicielem?
- Nie mógłbyś. – pokręciła głową.
- Dlaczego?
- Bo oszuści nie noszą takich ładnych sweterków. – zażartowała. – Gwałciciele zresztą też.
- Bingo! – roześmiał się. – Od dawna mieszkasz w Warszawie?- zapytał zaciekawiony.
- Odkąd poszłam do liceum. Wcześniej mieszkałam w miasteczku niedaleko Łodzi.
- Oo, i jakie były wrażenia nastolatki w wielkim mieście?
- Nie pamiętam. – skłamała. – Właściwie, jest taka ładna pogoda, może pójdziemy na spacer? – zmieniła szybko temat.
- Z tobą poszedłbym nawet na koniec świata.
- Niestety mój świat zaczyna się w domu i kończy na pracy. – westchnęła lekko.
- Jeśli w tym świecie jesteś ty, jestem gotów zaryzykować.
Weronikę znowu zatkało. Był taki słodki.
Nie mówiąc nic, wstała tylko, wzięła płaszcz, spojrzała się na niego zarumieniona i powiedziała:
- A więc chodźmy. 





przepraszam za jakiekolwiek literówki, błędy rzeczowe, stylistyczne i inne. chciałabym wiedzieć, czy ktokolwiek czyta te moje wypociny i byłabym niezmiernie wdzięczna, gdyby ktoś skomentował i ew. coś doradził, bo jestem owtarta na wszelkę krytykę.;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz